KOLEJNA (TYM RAZEM OCENZUROWANA PRZEZ WYDAWCĘ !!!)
POWIEŚĆ OBYCZAJOWA
Adama Grodzkiego
"UROCZY FACET"
Bezsensownie wykastrowane fragmenty książki
znajdziecie tutaj !!!

— Info z okładki e-booka:
Zaskakująca, ocenzurowana przez wydawnictwo z uwagi na zbyt pikantne momenty, powieść dla dorosłych! Warto przeczytać nietuzinkową, wciągającą, napisaną z poczuciem humoru książkę, aby ocenić jej fabułę. Osoby myślące i tolerancyjne, powinny zajrzeć tu koniecznie. Dewoci, czy im podobni, stanowczo NIE!! Po diabła denerwować się, czcigodni ludeczkowie? Czeka was tu zgroza oraz mocno niepobożna, uwspółcześniona wersja Sodomy i Gomory, w jednym. Darujcie sobie kochani podobne bezeceństwa. Naprawdę!
— Ifo z okładki książki:
Zaskakująca opowieść, z mocno nietypowym romansem, w tle. Pikantna momentami, dziejąca się tu i teraz, oparta na faktach powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w kilku powszechnie znanych miejscach. Trudno tu cokolwiek przybliżyć, aby przez przypadek nie powstał klasyczny spojler, niweczący efekt końcowy, zaplanowany przez autora. Znacznie prościej przeczytać nietuzinkową, wciągającą, napisaną z poczuciem humoru książkę i samemu wszystko ocenić. Choć chwilami fabuła naprawdę mocno szokuje, warto skusić się na tę publikację. Osoby myślące oraz tolerancyjne, szczerze zachęcam(!) do przyjemnej lektury. Dewotom i im podobnym, stanowczo odradzam! Po diabła denerwować się, ludeczkowie? Czeka was tu jedynie zgroza oraz mocno niepobożna, uwspółcześniona wersja Sodomy i Gomory, w jednym. Darujcie sobie podobne bezeceństwa. Naprawdę…



1. Wycięty fragment - ze str. 29:
W nocy, nie mogłam zasnąć. Stale miałam przed oczyma obra-
zek udręczonego chłopaka, przywiązanego linką do dużej brzozy.
Dwie najstarsze na obozie, potężne dziewczyny opuściły mu
spodnie i majtki, do kostek. Roześmiane, cyknęły fotki jego sztyw-
nego, sterczącego w górę fiuta i z mety do kogoś je wysłały. Potem
jedna, pokazała swe kiepskie, plackowate cycki. I naprzemiennie,
poczęły ręcznie gwałcić panikującego druha, choć stale protesto-
wał.
Przypadkowo nadziałam się na ową scenkę, wędrując samot-
nie nad wodą. Zaskoczona, przycupnęłam w pobliskich krzaczy-
nach i obserwowałam rozwój mocno zaskakującej sytuacji. Chło-
pak w końcu westchnął, stęknął i wystrzelił spermę w powietrze,
mówiąc dość głośno: "Macie to, co chciałyście, wredne baby". Jed-
na ucapiła go zaraz pełną garścią za jajka i chyba mocno ścisnę-
ła. Biedak nagle boleśnie wrzasnął, a potem począł jęczeć, wy-
krzywiając twarz. Nie wiem, co było dalej. Cichcem, zwiałam
stamtąd. Cholernie nie lubię podobnych sytuacji. Zrozumiałabym
ewentualnie wygłupy, a nawet ewidentną, babską przemoc, gdyby
chciały jedynie obejrzeć jego samcze narządy. Nieco ciachowaty
pan samczyk był, więc żmijki oczywiście korciło, by ciekawsko
zajrzeć mu w gacie i ocenić, co się w nich kryje. Własnoręcznie
wykonana świńska porno-fotka, jako wakacyjna pamiąteczka
do pokazywania zaskoczonym koleżaneczkom, także czasem, mo-
że być okay. Lecz perfidne zgniatanie chłopakowi na żywca, obu
obnażonych jąder i obserwowanie, jak ten, autentycznie cierpi,
to już wredne, okrutne bestialstwo, mym humanitarnym zdaniem.
Nieprawdaż?
Wydawnictwo uważa, iż nie przystoi pisać o dziewczynach molestujących chłopaka.
(Choć obecnie, to zjawisko coraz częstsze wśród młodzieży!)
2.Wycięty fragment - ze str. 260-262:
Państwo pozamałżeństwo, szybciutko doszukało się też wspól-
nego wątku, w swych życiorysach, obopólnie poznanych częściowo
już wcześniej, w akademiku. A owym wątkiem okazał się… ksiądz,
nauczający religii, w świeckiej szkole. Klitoria, dla przypomnienia
wyznała, iż została kiedyś brutalnie zgwałcona, przez wielebnego
dobrodzieja. Karolek przyznał natomiast, iż sam musiał się zgwał-
cić, stojąc na golasa przed wpatrzonym w niego, niezwykle urado-
wanym duchownym. A czynił tak, wspólnie z dwoma kolegami, tak-
że przymusowo pozbawionymi ubranek, przed owym sługą bożym.
Pan dobrodziej, zapragnął wówczas ujrzeć chłopców tak, jak ich
pan bóg stworzył. Przy czym tuż przed zarządzoną po chwili, kon-
trolną masturbacją, księżulo troskliwie obmacał każdemu jajeczka.
Później, pobożnie je pobłogosławił oraz sprawdził twardość wacka,
spontanicznie uzbrojonego już, w międzyczasie. Potem z wypieka-
mi na tłustawej gębie, pocąc się i dysząc, zasiadł na drewnianym
zydelku i w skupieniu, czekał na finalny wystrzał każdego z samo-
gwałcących się przed nim uczniów. Na koniec, nakazał im uprząt-
nąć z podłogi resztki zgubionej spermy, ubrać się i oddalić, w po-
bożnym milczeniu.
Ów księżulo, w ogóle nie krył się z faktem, iż kolejno (według
szkolnej listy!), cyklicznie zapraszał do siebie wszystkich chłopców.
Zazwyczaj, trójkami. Potem sącząc mszalne winko, tudzież popija-
jąc piweńko z wartościami (jak mawiał o pienistych bąbelkach,
unoszących się w niskoalkoholowym napoju) sprawdzał, ponoć
na bezpośrednie zalecenie bozi, czy wszyscy dżentelmeni kończący
podstawówkę, dojrzewają płciowo w sposób prawidłowy. A także,
czy aby nie występuje u nich Prącica typu I. Czyli nowa, typowo
młodzieżowa przypadłość posiadaczy penisów, o której nawet
wszystkowiedzący doktor Google nie ma jeszcze bladego pojęcia,
bo na swych stronkach w necie, w ogóle nic o owym strasznym
choróbsku, nie wspomina. Za to postępowy, współczesny kościół,
nakładając nowy obowiązek na księży, postanowił wdrożyć stosow-
ną profilaktykę, w tym zakresie. Stąd powstał obowiązek pozby-
cia się gaci, przy wielebnym.
— Wybaczcie chłopcy, boska kontrola nastąpi. Rozbierzcie się,
do nagutka. Musicie zaprezentować jajeczka oraz penisy. Na sztyw-
no, także. Nie wstydźcie się swych narządów, przed obliczem Pana
naszego oraz mą, jakże pobożną, duchowną osobą — argumento-
wał, na ogół.
I zazwyczaj, działo się tak. Najpierw, na wyrażone przez klechę
zażyczenie bozi, trzeba było ukazać się sukienkowemu, wyłącznie
w bieliźnianych gatkach. Wtedy podchodził uśmiechnięty, odciągał
gumkę, zaglądał ciekawsko do środeczka i niby porozumiewawczo,
puszczał oko do właściciela, pobożnie oglądanych, majtkowych in-
tymności. Po czym rozkazywał, natychmiast ściągnąć gacie i usta-
wić się w rozkroku, przed swym wielebnym obliczem, kompletnie
na golasa. A skoro bóg tak chciał, nikt przecież nie protestował,
cholera! Gatki, pobożnie opadały, ukazując księdzu wszystko,
co najciekawsze u dorastającego chłopczyka.
Zdjęte potulnie majtaski księżulo momentalnie rekwirował
i niedbale odrzucał, na okienny parapet. Zbliżał się ponownie
do nagusa, kładł jego dyndające narządy na swej dłoni i podziwiał
dzierżony w łapie obiekt. Dość długo przyglądał się każdym geni-
taliom, wyraźnie speszonego owym faktem nieszczęśnika, który
spontanicznie, często purpurowiał na buźce. Następnie odbywa-
ły się bardzo skrupulatne pomiary obnażonych, męskich insygniów
płciowych oraz palpacyjne sprawdzanie poprawnej ruchomości na-
pletka. Aby wyeliminować straszliwą, rzekomo zagrażającą mło-
dym chłopcom Prącicę, obowiązkowo należało zademonstrować
wielebnemu twardy, maksymalnie sztywny narząd kopulacyjny.
Przy użyciu którego kiedyś, każdy przyszły mąż, będzie zmuszony
pobożnie wypełniać swe obowiązki małżeńskie. Konieczny ponoć,
do zdiagnozowania straszliwej choroby wzwód kontrolny, sługa bo-
ży wywoływał zazwyczaj osobiście, kleszą łapą.
Kolejno podchodził do każdego ze speszonych nagusów
i na oczach jego kolegów, wprawnie zabawiał się rosnącym peni-
sem. Wreszcie, dumnie nabrzmiały, wzniesiony ku niebu męski
organ, przyozdobiony od spodu obmacanymi wcześniej jądrami,
zostawał sfotografowany w (świętych zapewne!) celach dokumen-
tacyjnych. Oczywiście, z przyłożoną doń miarką krawiecką, urwa-
ną niechlujnie i postrzępioną, zaraz za cyferkami informującymi
o trzydziestu centymetrach.
Po wymuszonej, nagiej sesji zdjęciowej z nabrzmiałym, ze-
sztywniałym penisem, nadchodziła pora na sprawdzenie właści-
wego funkcjonowania jąder. Bo, jak twierdził imć pan sługa boży,
samo posiadanie jajek nie świadczy jeszcze o tym, iż w rzeczywi-
stości produkują one spermę, niezbędną prawdziwemu mężczyź-
nie do rozmnożenia się, w nadchodzącej przyszłości. Zaś wcześnie
wykryty, dzięki sprawdzianowi, tak zwany "Pustostan Jajeczny",
daje się łatwo wyleczyć, wysoce specjalistycznym zdaniem, pana
wielebnego.
UWAGA!
Wydawnictwo uznało, iż nie należy pisać o księdzu molestującym nastolatków!
(CHOĆ OPISANY PRZYPADEK, TO AUTENTYK!)
— Początkowo e-book liczył 347 sron.
Obecnie ma str. 345.
CIEKAWOSTKA...
Wersja papierowa książki
(o ISBN: 978-83-952813-8-9)
nie została cenzurowana !!!
"Every time I face a seemingly insurmountable challenge, I remind myself of past obstacles I've overcome and think - If I've done it once, I can do it again."
Czyli:
Za każdym razem, gdy mierzę się z pozornie niemożliwym do pokonania wyzwaniem, przypominam sobie o przeszkodach, które pokonałem w przeszłości i myślę: Jeśli udało mi się raz, mogę to zrobić ponownie.

P O L E C A M pozostałe książki
seksuologa Adama Grodzkiego:
"Sexperymenty", "Facet na Wakacje", "Młodzieńcze Pragnienia", "Przyjaciel do Łóżka", "W Pogoni za Orgazmem", "Łajdak z Urodzenia", a także w tomik "Erotyki i Świństwa", czyli zbiór nieco specyficznych, rymowanych, zabawnych opowiastek oraz nasyconych satyrą, naprawdę śmiesznych wierszy.

Get in touch
